Chciałbym ukazać jak te elementy, czy jak padło w tytule: płaszczyzny, dialogują ze sobą w różnych gatunkach muzycznych.. Oczywiście potraktowanie tematu musi mieć charakter poglądowy i raczej naświetlający, niż muzykologiczny.. Ukazane przeze mnie gatunki nie wyczerpują rzecz jasna całej listy dostępnych możliwości, ale chodzi raczej o zasadę, niż konieczność wymienienia wszelkich różnic i wszystkich gatunków.. Zasadność ukazania tego wątku opiera się na tym, iż zwraca on uwagę na istnienie pewnych ograniczeń, które dane gatunki narzucają, a na które, bywa, nie zwracamy uwagi.. Głównym punkem odniesienia pozostaje jazz i muzyka improwizowana, które postanowiłem zestawić głównie z muzyką poważną, którą dalej będę nazywał klasyczną, dystansując się od terminu sugerującego jakoby cała pozostała muzyka była muzyką niepoważną..
Otóż w zestawieniu z muzyką klasyczną jest w jazzie jakaś konstrukcyjna naiwność, która jednocześnie stanowi wyraźny punkt odniesienia gatunku i odwołanie do jazzowej tradycji.. Naiwność owa wynika z bezwładności, której poddana jest forma jazzowych utworów i ich harmonia.. Mówiąc wprost, odpowiedzialna jest za to cykliczność formy polegająca na tym, iż utwór, który dobiegł końca ulega powtórzeniu i to wielokrotnemu, a co ma swoje źródłow piosenkowym modelu jazzowych standardów (zwrotka, refren, etc).. Tak zwane jazzowe chorusy, to nic innego jak ilość powtórzeń danej formy, lub jej części, w sposób niezmienny.. Podobnie niezmienny, aczkolwiek bardziej od harmonii w jazzie eksopnowany, pozostaje rytm i podobnie jak harmonia, podlega on w ramach powtórzeń nieznacznym modyfikacjom raczej w skali mikro niż makro, bowiem chodzi o zachowanie pulsu/rytmu/groovu.. Aby zrekompensować te niedoskonałości, jazz eksponuje indywidualną rolę muzyka w kształtowaniu poszczególnych utworów i frazy.. To talent muzyka wykonawcy decyduje o jakości dzieła i o tym, czy w ogóle o dziele możemy mówić.. Na przestrzeni historii gatunku mamy do czynienia z supremacją melodii, nastroju i rytmu w jazzie, i to właśnie one decydują o jego stylistycznej odmienności..
Inaczej rzecz się ma w muzyce klasycznej, gdzie melodia podlega nadrzędnej roli formy i harmonicznym modyfikacjom.. Najwybitniejsi kompozytorzy, jeśli nawet wykorzytują najprostsze melodie, to poddają je ciągłym harmonicznym zmianom i przetworzeniom formy.. Przy odpowiednim przygotowaniu możemy podążać tropem ich kompozycji podróżując niczym po dźwiękowej mapie myśli kompozytora.. To raczej niczym zwiedzanie nieznanych zakątków, niż siedzenie z przyjaciółmi wciąż w tym samym lokalu, jak ma to miejsce w jazzie.. Porównanie V Symfonii Beethovena i sola Coltrane’a w Giant Steps pewnie mija się z celem, aczkolwiek unaocznia drastyczne różnice jakie występują miedzy gatunkami.. To, co dla piszącego te słowa wydaje się być ideałem, czyli połączenie formalnej złożoności kompozycji, połączone z odejściem od cyklicznej formy, przy jednoczesnym wyeksponowaniu roli muzyka wykonawcy, wydaje się być w tej chwili niemożliwe, bo niosiągalne (wątek ten wymaga głębszego rozwinięcia przy najbliższej okazji, bowiem choć nie istnieje zbiorowy umysł, to jednak wspólne kreowanie formy utworu wydaje się być możliwe, a co więcej, da się je poprzeć przykładami)..
Na koniec jeszcze refleksja dotycząca przyczyn rozwarstwienia jazzu i konsekwencji do jakich te przeczyny doprowadziły.. Jeżeli chodzi o jazz anno domini 2011 to zauważamy z jednej strony ogromną jego komercjalizację, a z drugiej jego zdecydowane zatracenie się w swego rodzaju anty-estetyce, w której eksponowana jest z reguły agresywna dynamika, radykalne odejście od melodii i zaniechanie klarownego brzmienia (pozostaje rzecz jasna pominięty tutaj szeroki nurt jazzu akademickiego, który wydaje cieszyć się niezachwianą popularnością).. O ile nurty komercyjne eksponują głównie melodykę i klarowność, o tyle nurty alternatywne skupiają się na pewnych powtarzalnych movement* emfazujących tkz. mood**.. Oba nurty utrwalają stylistyczne podziały używając tych samych rozwiązań (upraszczając, być może dlatego prawie każdy saksofonista głównego nurtu brzmi jak Michael Brecker, a niemal każdy free jazzowy jak Albert Ayler).. Co znamienne rodowód obu kierunków można znaleźć choćby studiując twórczość Duka Ellingtona, u którego pojawiały się utwory oparte zarówno na mood, jak i cyklicznej/piosenkowej formie.. Dlaczego zatem kierunki te nie oscylują w kierunku wpólnego muzykowania? Czy środki konieczne do tworzenia jednej formy są tak odległe od tych potrzebnych do uzyskania drugiej? A być może jest to problem natury estetyczno-mentalnej tworzących muzyków? Warto odpowiedzieć sobie na te pytania, tak by pozostawć świadomym w osądach i w wyborach, których dokonują za nas często inni..
*movement - fragment muzyczny (często część kompozycji) oparty z reguły na jednorodnej tonacji i rytmie
*mood - grany przez dłuższy czas jednostajny stupor dźwiękowo-rytmiczny
3 comments:
Mega ciekawe...wypowiedziałeś Marcinie myśli, które w niejasnej formie od dawna pałętają się po mojej głowie...jaki będzie następny krok w tej refleksji...czekam niecierpliwie...
Serdecznie pozdrawiam i cieszę się, że nie porzuciłeś swojego bloga. To pisanie jest bardzo potrzebne!!!
Zgadzam sie z Maciejem i dziekuje za podanie linku ;)
Pisanie takich rzeczy jest b. wazne i daje nadzieje, ze jednak nie caly intelekt wyparowal juz z tej ziemskiej kuli....
Pozdrawiam!
Serdecznie dziękuję za pozytywny odbiór i komentarze - to wiele dla mnie znaczy.. Zapraszam ponownie do czynnego udziału na Jazz Essence.. Pozdrawia m.
Post a Comment