February 21, 2011

Kryteria prawdy..

Przez wiele lat zastanawiałem się dlaczego świat muzyki jest podzielony i dlaczego mamy raczej do czynienia ze światami równoległymi, niż z universum musicum.. Czy dzieje się tak dlatego, że myśląc/mówiąc o muzyce, mówimy przede wszystkim o naszym do niej stosunku i o naszych emocjach, a nie o muzyce? A może dlatego, że potrzebujemy granic i odmienności, potrzebujemy gdzieś przynależeć? Niektórzy powołują się na regułę, iż nie ważne jaka muzyka, byleby była dobra, ale co to tak naprawdę znaczy? Czy uwzględniając odmienność, ale i płynność granic owych odmienności, można wyznaczyć kryteria oceny jazzu/muzyki, a dzięki nim dotrzeć do ostatecznego kryterium prawdy?

Myślę, że nie jest to sprawa prosta, jeśli w ogóle możliwa.. Muzyka wymaga emocjonalnego zaangażowania i określenia naszego do niej stosunku, a stosunek ten przesłania nam często odbiór całego spektrum muzycznego świat(ł)a.. Odpowiedź ukryta jest za naszymi oczekiwaniami i wartościami, których w muzyce poszukujemy.. Ale jakie to wartości? Jeśli od teorii naukowych wymagamy, aby były prawdziwe, a od sztuki, by była naprawdę sztuką (cokolwiek to znaczy), to czego wymagamy od muzyki? No i bardziej szczegółowo, czego oczekujemy jako słuchacze i twórcy od jazzu i improwizacji? Muzyka wszak wymyka się wszelkim ocenom odwołującym się do rzeczywistości realnego świata, jak ma to miejsce choćby w sztukach pięknych.. Słuchając odwołujemy się raczej do naszych doświadczeń i bagażu osłuchania, niż do otaczającego nas świata..

Zanim przejdę do głównego wątku dzisiejszych rozważań Jazz Essence, chcę podkreślić, iż nie jestem przeciwnikiem różnorodności, która w muzyce zapanowała.. Nie twierdzę również, iż można słuchać wszystkiego i z równym zaangażowaniem cieszyć się wyłącznie odmiennością muzyki.. Nie wyznaję także zasady, iż winniśmy słuchać wszelkich muzycznych gatunków tylko dlatego, iż są nam one dostępne.. Jestem jednak zdecydowanie przeciw twierdzeniom, iż pewne gatunki są lepsze i ważniejsze od innych a priori.. Niestety z tą ostatnią teorią (sic!) można spotkać się stosunkowo często, jeśli wręcz nie wykazuje ona oznak powszechności.. Wystarczy spojrzeć na programy klubów, czy festiwali, porozmawiać po koncercie Petera Brotzmanna o muzyce Chrisa Botti, lub odwrotnie.. Te realne światy się nie łączą, chociaż niektórzy dumnie nadają im wspólną etykietę jazzu.. Jeśli się nie łączą, to czy coś je łączy? Czy jesteśmy w stanie odgruzować i oddzielić od siebie to, co różni, by dokopać się do tego, co wspólne? Na te pytania może warto odpowiedzieć w kolejnych edycjach Jazz Essence, ale teraz wróćmy do meritum..

Aby znaleźć odpowiedź na nasze główne dzisiejsze pytanie o istnienie wspólnego kryterium, należy paradoksalnie skupić się na przeciwieństwach.. Nie chodzi jednak o przeciwieństwa estetyczne jakie wskazałem powyżej, ale o przeciwieństwa dotyczące percepcji i oceny tego samego.. Kiedy bowiem zaczynamy koncentrować się na odmiennościach estetycznych, temat wspólnego kryterium oddala się w nieznanym kierunku, a nasza argumentacja grzęźnie w formułkach typu: lepsze, bo wolę.. Aby tego uniknąć, należy przyjrzeć się każdemu z osobna, a nie całości, należy oddalić się od wspomnianego universum, w kierunku individuum.. Tam bowiem odbywa się proces nadawania znaczeń, a kryteria to nic innego, jak nasz własny system znaczeń i oznaczeń.. Zawsze nadajemy większe znaczenie temu, co jest nam bliskie, a odrzucamy, to co nam obce.. Jak reguła ta przekłada się na tworzenie i odbiór jazzu i improwizacji? Czy można świadomie wpływać na osobisty odbiór muzyki, tak aby poszerzać odbierane spektrum dźwięków? Jak dzięki temu nie zamykać się w gatunkowych gettach i czy istnieje możliwość ucieczki dla tych, którzy w nich utkwili?

Wróćmy do naszych prywatnych oczekiwań i wartości, a sprawa stanie się, mam nadzieję, jasna.. Czy ktoś dla kogo jedną z największych życiowych wartości jest wierność zasadom, byłby w stanie zaakceptować muzykę, która zasady łamie? Czy ktoś kto widzi progresję, jako najwartościowszy aspekt życia i muzyki, będzie w stanie uwierzyć, iż jedynie wierność stylistycznym wartościom jest najważniejsza? Czy społeczny i muzyczny anarchista będzie mógł cieszyć się muzyką uwielbianą przez ogół? A teraz wróćmy do muzyki i improwizacji, i przyjrzyjmy się poszukiwanym tu kryteriom.. Poza wspomnianą wiernością i progresją, które stanowią prawdopodobnie główną przyczynę podziału, możemy mówić o dziesiątkach bardziej lub mniej zasadnych wartościach, a w związku z tym naszych od muzyki oczekiwaniach, które wpływają na naszą jej ocenę.. Spróbuję wymienić kilka, które są istotne dla mnie, ale nie dlatego by wskazać, iż są ona ważniejsze, ale by na przykładzie podać, co może je stanowić.. Łatwiej także pisać mi o konkretach z własnej perspektywy, niż podawać wymyślone i hipotetyczne powody, których dokładne/skończone określenie wydaje się być niemożliwe.. Moje wartości i oczekiwania, to: oryginalność, odmienność, indywidualizm, progresja, wirtuozeria, autorska kompozycja, niepowtarzalność, szlachetność brzmienia, swoboda wykonawcza i interpretacyjna, doskonały muzyczny warsztat połączony z wolnością wyboru, muzyczna intuicja, precyzja połączona z dezynwolturą, wyobraźnia.. Odrzucałem natomiast zawsze: sztampowość, bezwiedne tkwienie w zasadach, bezrefleksyjną przynależność i wierność stylistyczną, automatyczne podążanie za trendem..

To dlatego ktoś, kto kocha swing i żywi upodobanie do perfekcji wykonawczej będzie mógł uważać muzykę Wyntona Marsalisa z największe osiągnięcie jazzu, ale już ktoś dla kogo progresja jest w centralnym punkcie jego zainteresowań, z pewnością na taką interpretację nie przystanie.. Czym innym kieruje się też fan wspomnianego Chrisa Botti, a czym innym Petera Brotzmanna, a ktoś, kto ceni wysoko oryginalną kompozycję będzie mógł wielbić muzykę Theloniusa Monka, ale tylko pod warunkiem, że pianistyczna doskonałość nie jest jego kolejnym niezbędnym wyznacznikiem.. Ktoś, kto wielbi improwizację, ale nie toleruje jazzowego idiomu będzie nadawał sobie prawo, aby twierdzić, iż Derek Bailey jest największym gitarzystą jazzu, ale już ktoś, kto tego idiomu potrzebuje, uzna iż ten ostatni nie potrafi grać na swym instrumencie.. Listę tę można ciągnąć w nieskończoność i każdy dopisać tu może swoje własne spostrzeżenia, ale potwierdza ona, że posługujemy się raczej kryteriami prawdy, niż szukamy jednego kryterium wspólnego wszystkim gatunkom i stylom.. Warto jednak uświadomić sobie czym kierujemy się słuchając i oceniając muzykę.. Czy są to tak naprawdę nasze oceny, czy może jesteśmy jedynie pośrednikami opinii różnych źródeł encyklopedycznej, koleżeńskiej, historycznej, cenzorskiej? Wiele gatunków i stylistyk nosi piętno cenzusu, w tym cenzusu brzmienia/estetyki, edukacji, wierności, etc., co kłóci się z moją definicją jazzu jako muzyki progersywnej i przepełnionej indywidualizmem..

6 comments:

Anonymous said...

W moim przekonaniu zamykanie się na jeden styl poważnie ogranicza, ponieważ wielość idei, jakie proponują muzycy uprawiający różne style w jazzie jest tak bogata, iż rezygnując z choćby częściowego zapoznania się z nimi, można pozbawić siebie niezwykłych doznań estetycznych. Osobiście z podobnym poziomem zaangażowania odbieram tak Wyntona Marsalisa, jak i Theloniousa, Jarretta czy Barrego Guya i innych. Oceniając swoje predyspozycje przez pryzmat Twojego tekstu stwierdzam, że w swoich wyborach stawiam na przypadkowość w chaosie;)
Lubię, gdy znawca pokaże mi to, co ważne w jazzie, lecz z większym entuzjazmem i euforią odbieram własne odrycia.
alicja

Marcin Oles said...

Alicjo! W pełni się z Tobą zgadzam i chciałbym, aby takie podejście było powszechnym.. Czy takim jest, śmiem wątpić.. Poszukiwanie w muzyce jakości jest trudne, dlatego większość słuchaczy chodzi na skróty.. Sens niniejszego postu jest tożsamy z istnieniem tej strony i ma na celu pogłębienie świadomości odbioru muzyki, odrzucenie arbitralnych opinii i ukazywanie (choćby za pomocą skrótów myślowych) mechanizmów rządzących światem dźwięków.. m

Anonymous said...

"Dobry styl polega głównie na tym, że ma się coś do powiedzenia". Tak w Muzyce jak i w innych dziedzinach Sztuki. I Życia. Zawsze szło o Prawdę, czy aby nie być zbyt patetycznym (ahoj postmodernizmie!)jakiś rodzaj autentyczności..

Mateusz K

Marcin Oles said...

Dziękuję za opinię!! Nie wiem skąd pochodzi cytat, ale wydaje się być dość enigmatyczny, bo co bowiem znaczy dobry styl i coś do powiedzenia(?).. O ile zgadzam się z meritum, to jak próbowałem dowieść w tekście pt AUTENTYZM, powoływanie się na niego jest powoływaniem się na coś nie do końca określonego.. Uważam, że każdy kto zajmuje się jakąś dziedziną artystyczną, powinien najpierw zadać sobie pytanie, czy ma coś do powiedzenia, albo mówiąc bardziej precyzyjnie, czy ma coś do wniesienia w artystyczny dyskurs, a potem poddawać TO COŚ ocenie publiczności.. Jak pisałem wcześniej, artystyczna uczciwość nie gwarantuje jednak dobrych owoców, a powoływanie się na prawdę jest często dodawaniem sobie/innym wartości dodanej..
m

Anonymous said...

Bardzo ciekawy wielowątkowy tekst..Jak i cały blog (ale co tam blog...)
Mówiąc autentyzm czy jeszcze gorzej prawda miałem na myśli potrzebę/umiejętność/konieczność bezpośredniego Doświadczenia. W tym przypadku doświadczenia Dźwięku. Tak ze strony twórcy jak i odbiorcy. Doświadczenia jakie odnajduję w Pańskiej (Panów) muzyce. Deklaracje na linii twórca-odbiorca są tu kwestią ,jak dla mnie, drugorzędną. Oczywiście pełna zgoda co do wartości dodanej itd. Cytata to nieszczęsny Schopenhauer, który do swojej enigmatyczności dorzuciłby zapewne - Hej - "Najpiękniejszą prawdą jest naga prawda" Tutaj robię myk i na miejsce rzeczownika na p podstawiam
rzeczownik na d - dźwięk. A potem szukam tego wzoru u Gombrowicza, czy Białoszewskiego. Dla mnie to co Panowie robicie w Muzyce jest gombrowiczowsko-mironowskim przewrotem jaki dokonał się/dokonuje w Języku.. Dobra, koniec.

Pozdrawiam,

Mateusz K

Marcin Oles said...

Wielkie dzięki!! Świetnie to ująłeś pisząc o potrzebie i konieczności bezpośredniego doświadczania.. Tak jak Ty myślę, że jedynie przez owo doświadczanie może objawiać się autentyzm i podobnie do Ciebie uważam, iż to pojedynczy, nagi dźwięk jest w największym stopniu nośnikiem prawdy i, dodam już od siebie, miarą talentu artysty muzyka..

Dzięki również za Mirona, który zawsze pobudzał moją wyobraźnię!!

Pozdrawiam serdecznie
m