Jazz od swego zarania przeszedł wiele metamorfoz społecznych i artystycznych. Te pierwsze będą tym razem głównym punktem odniesienia do naszkicowania roli jaką pełni, bądź pełniła ta muzyka.
Popularny polski muzyk rockowy, Wojciech Waglewski, powiedział w filmie dokumentalnym “Historia polskiego rocka”, iż rock jest muzyką plemienną, atawistyczną przeniesioną na grunt miejski. Prostota formy, wyraźnie ludyczny i masowy charakter, wspólne wtajemniczonym przeżywanie, komentowanie i nazywanie świata wynikają właśnie z potrzeby uczestnictwa w obrzędach.
Podobnie atywistyczny i ludyczny charakter w swoich zaraniach wykazywał jazz. Rzecz jasna, działo się to na inną skalę i w zupełnie innych czasach, a sferą oddziaływującą i podlegającą spajaniu były rzesze społeczności afroamerykańskiej. Muzyka ta jednak szybko zyskała popularność poza swymi kręgami (co zresztą jest powszechnym zjawiskiem) i wkrótce stała się największym amerykańskim wkładem w historię sztuki, wyraźnie odmieniając obraz XX-wiecznego świata. Już niemalże pokolenie później jazz wszedł na salony - głównie szarej strefy - stając się snobistycznym tuszem dekadenckiej amerykańskiej society. Zaczęły się czasy wielkich orkiestr, a jazz w całej swej historii nie miał już nigdy tak użytkowego charakteru.
Mniej więcej wraz z wybuchem II Wojny Światowej skończyły się pieniądze i jazz powrócił do piwnic i zadymionych klubów. Ponownie odzyskał swój pierwotny charakter, ale stał się jednocześnie muzyką bardziej wymagającą dla odbiorcy. Wraz z nowym pokoleniem pojawiły się nowe idee, a muzyka wróciła spod kurateli zamożnego społeczeństwa, w ręce kreatywnych twórców. Muzyka przyspieszyła zostawiając za swoimi plecami klasę średnią, która nie była w stanie zrozumieć jej oderwania od rzeczywistości (czyt. użytkowego charakteru). Potrzeba było sporo czasu, aby muzycy tej klasy, co Monk czy Parker zyskali szerszą popularność - Monk czekał na społeczny poklask do lat sześćdziesiątych.
To pewnie czynnik ekonomiczny i społeczny sprawił, iż bebop był zaledwie epizodem w jazzowej historii, choć należy jednocześnie mocno podkreślić, iż bebop, to w rzeczywistości muzyka raptem kilku twórców skupionych wokół siebie, i raczej muzyczna kaskada, niż muzyczna konwencja podobna do poprzedzającej jej ery swingu, czy mającemu dopiero nadejść free jazzowi. To dlatego wraz ze śmiercią swego mesjasza Charliego Parkera, bebop stracił impet, a muzyka znowu skierowała się w stronę szerszego odbiorcy, a dzięki działaniom takich muzyków jak Davis, Brubeck, czy Chat Baker uzyskała ponownie poklask białego społeczeństwa. Dla czarnych grali wtedy Ornette Coleman, czy nieco później John Coltrane i to oni wytyczali nowe muzyczne szlaki na jazzowej mapie. Guru jazzu tamtych lat, jakim był Davis nie chciał dopuścić do tego, aby uwolnić muzykę od harmonicznych zależności, ale to właśnie za jego sprawą doszło do ekspansji free jazzu, który dla jazzmanów i jazzfanów był niczym ruch hippisowski wewnątrz jazzowego świata.
Davis porzucił akustyczne zespoły na rzecz fuzji elektryczno-psychodelicznej, czyniąc tym samym wyraźny gest/krok w stronę uwolnienia muzyki, choć zaznaczyć należy, iż muzyka ta miała raczej transowy charakter, a w swojej budowie wykazywała progresywne rozszerzenie modalizmu, niźli poszukiwania w stronę rozbudowanych struktur harmonicznych. Sam free jazz stroni raczej od wszelkiej regularności, która może przejawiać się w różny sposób, zdecydowanie koncentruje się na aspekcie sonorystycznym, parafrazując poniekąd jazzowe frazowanie, epatując brzmieniową odmiennością i niemal całkowicie odrzuca melodykę, jako podstawowy onegdaj czynnik muzykotwórczy. Taka stylistyka wyraźnie narzuca pewien modus operandi, odsuwa poszukiwania, oraz twórczą refleksję na plan dalszy. Wykazuje tu wyraźną zbieżność z jazzem akademickim, gdzie za pomocą tkz licków, wyuczonych fraz i opanowanych skal “ogrywa” się utwory nie mając z nimi żadnego osobistego kontaktu. Free jazz oferuje nam tu/w zamian swoistego rodzaju licki brzmieniowe, odrzucenie klasycznej intonacji, wyraźne odejście od wirtuozowości (co zwalnia muzyków z regularnej pracy nad warsztatem) i niemal wyłącznie bezkształtność formy. Wolność, czyli nasze słowo klucz - free, nie zwalnia muzyków z obowiązku doskonalenia warsztatu, instrumentalnej biegłości, czy znajomości zasad i form muzycznych. Tymczasem większość muzyków reprezentujących nurt free jazzu znacząco odbiega umiejętnościami od przeciętnie nawet wyedukowanych klasyków, czy jazzmanów akademickich. Zdecydowanie/znacząco wpływa to na poziom wykonywanej muzyki, a brak umiejętności przykrywany jest li to pozą awangardzisty, który może więcej, li to poziomem agresji/agresywności, czy znacznie podniesionym poziomem głośności.
Free jazz pozostaje jednak wciąż żywym nurtem muzyki improwizowanej i podobnie do jazzowego mainstreamu, wciąż znajduje bezkrytycznych wyznawców, zarówno po stronie muzyków, jak i odbiorców. Swoją drapieżnością przyciąga do siebie zwolenników muzyki alternatywnej i underground’u, dla których muzyka jest wyraźną identyfikacją społeczną i przekazem atawistycznym. Tymczasem zdecydowana większość free jazzowej muzyki jest do znudzenia powtarzalna i podobna, dlatego należy pamiętać, iż stwierdzenie jakoby free jazz jest muzką bardziej kreatywną od jazzowego mainstreamu jest wyraźnym nadużyciem.
1 comment:
Hey There. I found your blog using msn. This is a very well written article. I will be sure to bookmark it and come back to read more of your useful information. Thanks for the post. I'll definitely return.
Post a Comment