January 13, 2011

Autentyzm, suplement..

Arvo Part mówi o swojej muzyce, że jest ona jak białe światło, a pryzmat który jest w stanie odsłonić jej wszelkie barwy składowe znajduje się w duszy/sercu każdego słuchacza*. To tam nadawane są jej wszelkie znaczenia, rozpoznawane są treści i przypisywana jest jej wielkość. Słuchając choćby jego miniaturki Spiegel im Spiegel nie sposób oprzeć się wrażeniu, że muzyka ta zabiera nas w mistyczną podróż, wprawia nas w kołatanie serca, przenosi w miejsca, w których nie istnieje czas, ale wszak to tylko podróż po dźwiękach i naszej na nie wrażliwości. Odwołując się do tematu, czyż nie jest tak samo z autentyzmem w muzyce? Czy, pomijając rzeczywiste zaangażowanie wykonawcy, tylko w nas jako słuchaczach, może tkz autentyzm się odczytać? I druga kwestia: czy w przypadku wykonawców jest to kwestia postawy/pozy, czy wartość dodana? Jeśli bowiem jest to postawa, to mamy do czynienia z balansowaniem między sztucznością a sztuką, a jeśli wartość dodana, należy liczyć się z tym, że nie wszyscy wykonawcy mogą nam ją zaoferować.

Tak jak napisałem wcześniej, nie chodzi bowiem o to, co my jako słuchacze deklarujemy jako autentyczne w odbiorze (to bowiem mówi wyłącznie o naszych estetycznych preferencjach), ale o to czy jesteśmy w stanie wysłyszeć w muzyce deklarowany przez artystów autentyzm.. Odwracanie tego kierunku prowadzi nasze dywagacje jemu poświęcone na myślowe manowce.. Pojawia się jednocześnie pytanie, czy ten nieszczęsny autentyzm jest komukolwiek potrzebny i(!) do czego jest potrzebny artystom/wykonawcom, którzy się na niego powołują - nie chodzi bynajmniej o sam fakt i jego znaczenie, ale o wartość potencjalnego autentyzmu.. Sam fakt, nadawane mu znaczenie i ich wpływ na odbiór miałyby bowiem charakter uznaniowy, a wartość musiałaby być rzeczywista.

Jakiś czas temu widziałem, bodajże na kanale Planete, interesujący film poświęcony fenomenowi skrzypiec jakie budował Antonio Stradivari. W filmie wypowiadali się muzycy (przede wszystkim skrzypkowie) i lutnicy, ale także historycy, muzykolodzy, krytycy, a nawet chemicy i fizycy. To wszystko dawało poczucie, iż tematyka potraktowana jest z całą powagą, a chęć wyjaśnienia tajemnicy bliska ideału. Autorzy filmu dociekali na ile skrzypce Stradivariusa, to efekt jego geniuszu, na ile kwestia użytych materiałów, a na ile mitologia, która narosła wokół tych instrumentów i niego samego. Zmierzając do puenty wyjaśniam, iż film nie rozstrzyga jednoznacznie ani tego, co było przyczyną ich doskonałego brzmienia, ani tego czy na tle innych skrzypiec renomowanych budowniczych mają one lepsze brzmienie. W ślepym teście testowano na żywo kilka różnych instrumentów (kilkoro fachowców z branży siedziało za białą kurtyną słuchając grającego na żywo skrzypka), a wynik był zaskakujący, bowiem opinie głosujących nie potwierdziły supremacji Stradivariusa**..

Przytaczam tę historię nie po to, aby kwestionować istnienie autentyzmu w muzyce czy sztuce w ogóle, ale po to, by ukazać jak łatwo jest nam rozpoznawać wielkość czegoś, czemu uprzednio została nadana określona wartość.. Czyż nie jest tak, że artysta który odwołuje się do autentyzmu, nadaje swojej sztuce wyższą wartość?



Jeśli rozwój muzyka to ścieżka (jak mówią amerykanie) Make impossible possible, possible easy and easy elegant, to dlaczego łatwiej uznawać za autentyczne to, co posiada jakąś rysę, co dopuszcza pomyłkę, czy eksponuje emocjonalność wykonawcy? Dlaczego trudniej doszukać się autentyzmu w doskonałości i perfekcji? W jazzie, który jest sztuką wzajemnego aktywnego współtworzenia sprawa jest stosunkowo prosta, bowiem perfekcja jest wynikiem ograniczania owego współtworzenia.. Wirtuozeria i perfekcja wykonawcza muzyków nie powinna mieć jednak wpływu na przyduszanie spontaniczności grupy!!! Pomijając wszystko inne, można by powiedzieć, że muzyk to przede wszystkim osobowość, a im jest ona bardziej wyrazista, tym czytelniejszy jest przekaz od niej bijący. W muzyce takiej jak free jazz/free improv osobowość jest często wystarczającym, a niekiedy jedynym kryterium warunkującym, a perfekcja wykonawcza kłopotliwym i niepotrzebnym balastem.. Dla odmiany w muzyce klasycznej sama osobowość i związany z nią autentyzm do niczego się nie przyda, jeśli solista czy zespół nie osiąga najpierw wykonawczej perfekcji.. I refleksja osobista na koniec: Być może droga do autentyzmu wiedzie przez: Make impossible possible, possible easy and easy complex


* cytowane z pamięci..
** film widziałem kilka lat temu i niestety nie pamiętam dokładanie szczegółów, ani tytułu, na które mógłbym się powołać.. w mojej pamięci werdykt był na korzyść współcześnie zbudowanego instrumentu..

No comments: